Składniki:
2 białka jajka
1 jajko
45g płatków owsianych
30g mąki żytniej
15g rodzynków
1 łyżka kakao
1 łyżka siemia lnianego

Przyrządzanie:
Jajko oraz białka wbijamy do pojemnika, mieszamy z mąką, płatkami, siemię, kakao i rodzynkami. Masę wylewamy na patelnie i smażymy około 2 minuty z każdej strony. Możesz dodać swoje ulubione owoce.


Przygotowałam specjalnie dla Ciebie recenzje produkt z firmy Golden Rose, który jak obiecuje producent, zmieni każdy lakier na matowy. Produkt nazywa się Matte Top Coat Nail Lacquer.

Uwielbiam matowe paznokcie i szminki, dlatego, gdy tylko pojawiają się takie w moim okręgu, jestem nimi zainteresowana. Pierwszy raz matowe paznokcie zobaczyłam u mojej siostry, która kupiła sobie matowy lakier i bardzo dobrze jej się sprawdzał, jednak po jakimś czasie, przestał spełniać swoją funkcję i stał się zwykłym lakierem. To trochę zniechęciło mi do kupowania tego typu rzeczy, bo nie chciałam wyrzucać pieniędzy w błoto. Poza tym, jeśli chciałabym kupić matowe lakiery to musiałaby mieć na pewno po dwie sztuki czyli np., czerwony lakier oraz czerwony lakier matowy, co wiązało, by się z dodatkowymi kosztami. Porzuciłam więc pomysł matowych paznokci, aż pewnego dnia natknęłam się na Matte Top Coat z Golden Rose i postanowiłam go spróbować. Nie mogłam odpuścić takiej okazji. Zamówiłam go na stronie producenta. Cena takiego produktu to 8,50 zł. Dość szybko dostarczono mi go do domu. Tak jak producent obiecał, że zmienni każdy lakier w matowy, to ja postanowiłam to sprawdzić.

Jak widać na załączonych zdjęciach, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że produkt działa. Bardzo się z tego cieszę, chociaż bałam się, że będę zawiedziona. Nie ma żadnych problemów z jego aplikacją. Robi się to szybko i sprawnie. Bardzo szybko schnie. Mam wrażenie, że szybciej, niż normalna lakier. Podoba mi się również efekt zmieniania się lakieru na matowy. Bardzo polecam zaobserwowanie procesu zmiany lakieru na matowy, ponieważ jest w pewnym sensie nawet fascynujące. Lakier dzięki matowego wykończeniu jest dość trwały. Maluję paznokcie tylko raz w tygodniu, więc jest to dla mnie bardzo ważne. Piękny efekt matowy utrzymuje się do trzech do pięciu dni. Delikatnie świeci się po paru dniach i czasami pęka, co jest dość widoczne.

Matte Top Coat z Golden Rose mam od końca marca, czyli prawie 6 miesięcy. Mniej więcej użyłam już całą buteleczkę i musiałam kupić następną, ale nie dlatego, że produktu brakło, ale po prostu, dlatego, że zaczął wysychać i te paznokcie nie wyglądają już tak pięknie, jak wyglądały jeszcze dwa albo trzy użycia wcześniej. Jednakże po takim czasie daje mu jak największego plusa i jak najserdeczniej polecam. Jest to produkt numer jeden ! Mogę nawet powiedzieć produkt roku. Od kiedy go posiadam, noszę tylko matowe paznokcie.






Dzisiaj mamy kolejny dzień blogowego listopada. Mam nadzieje, że nadal jesteś ze mną i chętnie czytasz moje posty. Kiedy widzę, że wchodzisz na mojego bloga, to jest mi naprawdę miło. Mam nadzieje, że będziesz mi towarzyszyć przez całego blogowe wyzwanie, a może i zostaniesz ze mną dłużej, co będzie dla mnie naprawdę wspaniałe.


Zapraszam Cię na recenzję suchego olejku do ciała z Yves Rocher. Chcę już na samym początku zaznaczyć, że produkt okazał się totalną klapą. Zostań ze mną jeszcze i dowiedz się, dlaczego taką mam opinie, a nie inną.

Suchy olejek nałożony na skórę nie chcę wyschnąć, nie nawilża skóry, tylko udaje, że to robi. Po nałożeniu bardzo ładnie prezentuje się na nodze, ponieważ noga się błyszczy i sprawia wrażenie, że naprawdę jest nawilżona. Mam skórę, które na nogach jest bardzo sucha i niestety, ale olejek ten w ogóle nie zdał testu. On tylko maskował i udawał, że skóra jest nawilżona. Stosowałam go rano i wieczorem, aby doczekać się efektów, ale pomimo moich starań, nie było żadnego efektu. Jestem zawiedziona.

Produkt jest bardzo drogi, ponieważ kosztuj 50 zł. Kupiłam go przy okazji jakiejś wielkiej promocji, więc w sumie dostałam go za darmo. Spodziewałam się, że za taką cenę to będzie szał, a to się naprawdę bardzo pomyliłam.

Suchy olejek z Yves Rocher jest wielką pomyłką i 100% go nie polecam!




Maseczki do twarzy firmy Lomilomi można kupić w Hebe. Sprzedawane są osobno, ale również w zestawie. Koszt całego zestawu to około 25 zł, natomiast cena pojedynczej maseczki to około 6 zł. Ja postanowiłam wybrać zestaw, ponieważ moim zdaniem bardziej się to opłaca. W takiej paczce znajduje się siedem maseczek na każdy dzień tygodnia. Pierwsza maseczka z Lomilomi jest aloesowa. Jej właściwości to nawilżanie. Wtorek to Miłorząb Japoński i jest to maską przeciwzmarszczkowa. Środa to winogrono i maska ma działanie rozjaśniające. Czwartek to ogórek o działaniu ujędrniającym. Piątek to acerola o działaniu regeneracyjnym. Sobota to granat, a maska ma właściwości witalizujące. Ostatni dzień to jaśmin i maska ma koić cerę.

Maseczki powinno trzymać się na twarzy od 15 do 30 minut. Zapachy, które najbardziej mi się podobały to winogron oraz jaśmin. Reszta jest po prostu przeciętna.

Teraz chciałabym opisać swoje spostrzeżenia dotyczące masek. Pierwsza maseczka Lomilomi była bardzo lepka i mokra. Kapało z niej i kilka kropek spadło mi na ubranie. Nie umiałam je rozłożyć, ale w końcu mi się udało. Dość szybko minęło mi te 30 minut. Dużo maseczki zostało na twarzy, więc musiałam ją w klepać. Skóra na drugi dzień była nawilżona i miękką. Delikatnie świeciła się na czole.

Druga maseczka z firmy Lomilomi była bardziej wodnista niż poprzednia. Miałam wrażenie, że nalewa mi się do oczu. Tak samo jak poprzednio nie mogłam jej rozłożyć.

Kolejne maseczki za bardzo się od siebie nie różniły. Po każdej z tych maseczek miałam wrażenie, że efekt jest taki sam, czyli po prostu nawilżona cera. Mimo że otworzyłam już kilka tych maseczek, to nadal nie mogłam ich rozplątać, co mnie bardzo denerwowało. Palce miałam całe w tym śluzie i brzydziło mnie to, że najpierw musiałam wymacać te maseczki, żeby je położyć na twarz. Po czasie zaczęło mnie to nudzić i czekałam tylko, aż upłyną te 30 minut.

Uważam, że cały dzień z takami maseczki nie jest dobrym pomysłem, ponieważ jest to po prostu nudne. Mam wrażenie, że oprócz zapachu maseczki niczym się od siebie nie różniły. Nie dawały jakiś świetnych efektów. Miałam nadzieje, że może część z nich zmieni formułę, jednak się myliłam. Byłoby to miłą odmianą.

Pomimo że maseczki są dość w rozsądnej cenie, to szkoda tracić pieniądze na coś do końca nie działa i po prostu nas nie zadowala. Wydaje mi się, że lepiej kupić jednorazowego użytku maseczki niż produkt firmy Lomilomi.





Jeśli oglądasz youtuberki, to wiesz, że ostatnio bardzo popularne są vlogi, które pojawiają się codziennie. Wiele osób to naprawdę lubi i ogląda, chociaż niektóre z nich pokazują bardzo nudne rzeczy, a jednak mają bardzo dużo wyświetleń pomimo, że przez cały film rozmawiają bez żadnego sensu i składu ze swoim chłopakiem, a widzowie nic się z tego nie dowiadują, tylko tracą swój ceny czas albo po prostu przesuwają dalej. Dlatego ja chciałabym zaproponować ci coś w rodzaju takiego blogowego miesiąca, jednakże nie zanudzisz się ze mną, ponieważ będę pisała posty o naprawdę różnej tematyce. Posty będą pojawiać się co dwa dni, ponieważ codziennie moim zdaniem nie miałoby to żadnego sensu. Poza tym chcę, aby te posty były wartościowe, coś ze sobą niosły i miały jakieś przesłanie. Mam nadzieje, że zostaniesz ze mną i będziesz się dobrze bawić. 
Ten post ma formę wprowadzenie, a na prawdziwe posty zapraszam cię już w poniedziałek. Rzeczy cię bardziej zachęcić do zaglądania na mojego bloga, zrobię konkurs i będziesz miał albo miała możliwość wygrania kilku fajnych rzeczy. Zastanowię się również nad innymi konkursami, jeśli ten wypadnie przyzwoicie i okaże się, że naprawdę są chętne osoby, które chcą w konkursie brać udział. A teraz życzę Ci wspaniałego dnia !




Nie wiesz co zabrać na sobą na przyjęcie, na które się wybierasz? Zabierasz tylko małą torebkę i nie wiesz jakie najważniejsze rzeczy powinnaś wybrać,a co możesz sobie odpuścić? Odpowiem na te pytania, ponieważ zauważyłam, że na imprezach wiele osób zapomina najważniejszych rzeczy, a potem robi się problem, które czasami dość ciężko rozwiązać. Zrobię też listę rzeczy, abyś zawsze pamiętała co zabrać ze sobą. Możesz ją sobie skopiować, a potem wydrukować i oznaczać czy zabrałaś ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Na pewno wiele osób na imprezie będzie Ci wdzięczna, że uratowałaś ich z jakieś okropnej sytuacji. 

1. Chusteczki higieniczne 

Chusteczki są na pierwszy miejscu zawsze. Gdziekolwiek wychodzisz, powinnaś mieć ze sobą chusteczki higieniczne. One są po prostu 'must have' każdego wyjścia. Bez tego naprawdę ani rusz. Ja mam chusteczki zawsze ze sobą jak idę na uczelnie, odwiedzić rodzinę albo mam jakąkolwiek imprezę. Zabieram je ze sobą nawet jak idę do sklepu, bo nigdy nie wiadomo kiedy będziesz ich potrzebować. Bardzo często na imprezach nastolatki płaczą, więc trzeba pożyczyć chusteczkę albo brakuje papieru w łazience, co również często się zdarza. Albo ktoś się zrani i potrzebna jest pomoc i właśnie teraz przejdź do punkt 2.



2. Plaster 

Kawałek plastra nie zajmuje dużo miejsca w torebce, a jednak zawsze warto go mieć. Możesz się zranić albo obetrą cię buty (patrz punkt 3) co na imprezach jest bardzo częste i nieprzyjemne. Wtedy możesz użyć również chusteczek higienicznych ( patrz punkt 1). Ładnie targasz chusteczkę na małe części i odgradzasz podrażnioną część stopy od obuwia i wtedy ból na pewno się zmniejszy. W każdym bądź razie plaster można zastąpić, ale warto go mieć



3. Buty na zmianę albo sprawdzone i wygodne obuwie

Buty są zmorą kobiet. Wiem, że tak samo jak ja i tak założysz wysokie i niewygodne szpilki, bo w takich wygląda się najlepiej, ale pamiętaj w takim razie, żeby zabrać ze sobą buty na zmianę. Ja przeważnie wybieram baleriny albo sprawdzone szpilki, które są naprawdę wygodne i które lubię. Najlepiej, żeby miały odkryte palce, ponieważ w zamkniętych butach na szpilce bardzo one cierpią i czasami pomimo tego, że masz wygodne buty, trudno będzie się zrelaksować. Masz jeszcze drugi wybór i możesz już w domu założyć zaufane buty i nie musisz zabierać ze sobą dodatkowej pary. Albo jeszcze trzeci sposób. Idziesz w pięknych szpilkach i jak już nie dajesz rady wytrzymać to opuszczasz imprezę. Zawsze masz jakiś wybór.



4. Perfumy 

 

Perfumy są genialnym pomysłem. Nigdy nie wiadomo kiedy uznasz, że potrzebujesz się odświeżyć. Tańczysz i szalejesz, a jeśli jesteś człowiekiem, to też się pocisz. Jeśli poczujesz dyskomfort będziesz dziękować, że nie zapomniałaś zabrać perfum. Nie mówię oczywiście o wielkiej butelce, ale o naprawdę malutkiej, których jest pełno w drogeriach. Śmiało wybierz jakiś swój imprezowych zapach.



5. Szminka 

Szminka schodzi nam zawsze najszybciej i jeśli jesz coś na imprezie to po paru godzinach nie będzie po niej śladu. Ja zawsze biorę ze sobą szminkę i pędzelek, żeby się domalować jeśli będę tego potrzebować.




6. Korektor 

Nigdy nie wiadomo kiedy wyskoczy nam jakaś krosta, a przeważnie dzieje się to w najmniej oczekiwanych momentach. Ja zawsze mam ze sobą korektor, aby to zatuszować i zakryć niechcianego gości, który tylko niszczy makijaż.


7. Klej i patyczek do uszu

Punkt siódmy jest tylko dla fanek przyklejania sztucznych rzęs. Warto mieć ze sobą zawsze klej do rzęs oraz patyczek do uszu żeby w razie czego przykleić niesforny kawałek rzęs. Raz mi się przydarzyło, że musiałam kawałek dokleić.

8. Lakier do paznokci

Chyba najgorzej jak na imprezie zauważasz, że zrobiła Ci się mała dziurka i zaraz pójdzie Ci oczko. Jeśli masz ze sobą bezbarwny lakier do paznokci zamaluj dziurkę albo koniec oczka i dalej nie powinno potargać Ci rajstop. U mnie zawsze działa.



9.Pieniądze 

Przynajmniej 10 zł. Może się przydać kiedy na przykład impreza będzie do bani i będziesz chciała zamówić taksówkę albo na przykład nagle zapomnisz prezentu to można wejść do sklepu i kupić jakieś czekoladki czy wino. Albo odwiedzasz przyjaciół i trzeba się na coś złożyć. Zawsze może się przydać. Są różne sytuacje w życiu .



10. Gumna do żucia

Nie jest to konieczność. Zależy to akurat to Ciebie, ale jestem pewna, że zawsze znajdzie się ktoś kto będzie ją miał. A nawet jeśli nie to przecież masz przy sobie pieniądze, więc jeśli będziesz jej potrzebować możesz sobie kupić.



Lista do wydrukowania. 


Bardzo mała torebka 
1. Chusteczki higieniczne (mogą być luzem na przykład 3)
2. Plaster
3.Korektor 
4.Pieniądze (luzem)

Mała torebka 
1. Chusteczki higieniczne (luzem)
2.Plastry 
3.Pieniądze (luzem)
4.Korektor 
5.Szminka 
6.Perfumy 

Duża torebka 
1. Chusteczki higieniczne 
2. Plastry 
3.Buty na zmianę 
4.Szminka 
5.Korektor 
6. Perfumy 
7. Lakier do paznokci 
8.Pieniądze albo portfel




Łańcuchy zdarzeń - Fredrik T. Olsson.

W dzisiejszym poście chciałabym podzielić się z tobą, moją opinią o książkę Łańcuchy zdarzeń, napisaną przez Fredrika T. Olssona. Kupiłam ją, ponieważ zachęciły mnie je opisy, a szczególnie ten, który głosił, że wytwórnia Warner Bros zakupiła prawa do ekranizacji, więc pomyślałam, że książka musi być naprawdę dobra, skoro jest materiałem na film. Następnie doczytałam się, że jest do bestellerowy thriller, więc nie miałam wyjścia i naprawdę musiałam sięgnąć po tę książkę. Opis z tylnej okładki mówi, że William Sandberg, który bardzo wiele przeżył w swoim życiu, ponieważ był wojskowym kryptologiem, zostaje porwany i uwięziony w tajemniczym zamku. Odzyska wolność, kiedy uda mu się rozwiązać pewien tajemniczy kod. Jednak przy pomocy kobiety, którą poznaje w zamku, udaje mu się dowiedzieć, że jakiś dziwny wirus powoduje śmierć milionów osób, a on musi go powstrzymać. Jednak pozornie nikomu nieznana choroba powoduje chaos i coraz mniej czasu, aby uratować jak największą ilość ludzi. I tutaj skończę formalne rzeczy, które miałam do napisania i przejdę do moich prywatnych wywodów.

Pierwszą rzeczą, o której chciałabym ci powiedzieć, jest ilość stron książki, ponieważ jest ich prawie 530. Jeśli śledzisz mojego bloga, to wiesz, że to mi w ogóle nie przeszkadza i mogłaby mieć nawet 1000 stron, a ja bym była zadowolona, byleby tylko książka była naprawdę wciągająca, oryginalna i sprawiająca, że chcę się ją czytać i czytać. Tutaj jednak nie wiem z jakiego powodu, ale książkę bardzo ciężko się trzymało w rękach. Okładka wrzynała mi się w place i zostawiła czerwone ślady. Przy dłuższym trzymaniu była naprawdę niewygodna i za ciężka. Nie wiem, co było przyczyną, bo jak wspominałam, czytałam różnej grubości książki, jednakże nie spotkałam się, aby jakkolwiek była tak niewygodna. Jeśli chodzi o fabułę, to jest bardzo wciągająca na samym początku i czyta się ją z wielkim oczekiwaniami. Może jednak za wielkimi. Rozkręca się powoli, ale napięcie rośnie szybko. Niestety pod koniec, zamiast wzrastać, to stoi w miejscu, co trochę zaskakuje. Zupełnie jakby autor nie miał pomysłu jak zakończyć Łańcuchy zdarzeń. Moim zdaniem część rzeczy można by było wyciąć i zrobić tę historię bardziej szałową i z lepiej opisanym zakończeniem, ponieważ okazało się ona totalnie beznamiętna. Jakby autor się śpieszył, aby jak najszybciej skończyć książkę, ponieważ jest ona za długa i już nie chce mu się dalej pisać i wymyślać. Jak na te opisy i dobrze opisane zdarzenia, koniec jest jakby wyrwany z innej bajki. Totalnie bez pomysłu. Trochę więc się zawiodłam.

Jeśli natomiast chodzi o przyjemność czytania, to jest jak najbardziej na plus, ponieważ książka intryguje, ale tylko dlatego, że jest wiele niewyjaśnionych tajemnic. Bez tego pewnie bym zapomniała, że leży u mnie na półce.

Łańcuchy zdarzeń można przeczytać, jeśli naprawdę chcesz, ale myślę, że na pewno znajdzie się wiele ciekawych książek, które wywołają większe emocje i euforie.