Wakacje od życia - recenzja książki

1:15 PM blondgirlofficial 0 Comments








Książka na samym początku zaczęła się zachęcająco. Chociaż z pierwszych opowieści nie wiedziałam czy główna bohaterka znajduje się w Brazylii czy też w tej Ameryce, którą znamy z filmów czy ze zdjęć. Zasugerowałam się trochę okładką i miałam nadzieje, że historia będzie dziać się w Nowym Yorku. Udało mi się zgadnąć pół na pół, ponieważ mieszkała blisko Nowego Yorku, w którym pracowała.

Na początku akcja rozwijała się bardzo wolno i oczywiście miałam nadzieje, że to się zmieni ale moje nadzieje się nie spełniły. Książkę czytałam dalej bardziej z przymusu niż z przyjemności, ponieważ za nią zapłaciłam i w trochę w małym stopniu chciałam dać jej szansę aby może coś się zmieniło, ponieważ zawsze daje książkom szansę do końca. Niestety się nie wybroniła. 

Wakacje od życia opowiadają historię grupy przyjaciół, którzy mieszkają w Ameryce, głównie pracują, imprezują i prowadzą bezsensowne rozmowy. Autorka książki stara się przedstawić jakieś relacje pomiędzy główną bohaterką, a jej koleżanką nazywaną B. ( ? ), chociaż moim zdaniem ta relacja była nudna, toksyczna i polegająca na tym że główna bohatera na którą mówiono Nowa, dawała się wykorzystywać, co totalnie mnie wkurzało. W całej książce można znaleźć tylko kilka normalnych imion, a reszta to przezwiska, co mi się bardzo nie podobało. Co to w ogóle oznacza B.  i po co ta kropka na końcu tej litery?

Dialogi były naprawdę tragiczne, szczególnie rozmowa matki z córką jakby rozmawiały dwie gimnazjalistki. Tak nie zachowuje się osoba, która tyle w życiu przeszła, chyba że ma jakieś problemy  i próbuje naśladować dziewczyny z gimnazjum.

I nie rozumiem po co wtrącać angielskie słówka w tekst. Wygląda to okropnie jak się nie wie kiedy można je włożyć. Wyglądało do mniej więcej tak: 'Jak się feel moja dear?'  Albo piszemy całe zdania po angielsku albo  całe po polsku. Nie podobało mi się to bardzo, ponieważ nienawidzę czegoś takiego. Autorka chciała się pochwalić, że zna angielski i pokazała to ze pomoc słów, które beznadziejnie wplatała w tekst.

Śmiać mi się również chciało jak była mowa o Mayflower czyli statku na którym przybyli pielgrzymi do Ameryki. I tutaj jestem pewna na 100 % ze autorka chciała się pochwalić swoją wiedzą, ponieważ ta informacja nie miała żadnego wpływu na tekst.

Miałam wrażenie ze czasami mówi główna bohaterka, a czasami autorka. Nie wczułam się w historię i nie kibicowałam Nowej w miłosnych potyczkach. Bardziej polubiłam jej szefową i jej rodzinę niż głównych bohaterów, którzy byli bezbarwni  i zachowywali się jak dzieci puszczone na pastwę, bo im dalej od kraju rodzinnego to nikt nie widzi. 

Podsumowując moim zdaniem książka jest nudna, ciągnącą się w nieskończoność i źle napisana. Ma dla mnie same minusy. Męczyło mnie czytanie jej i zdecydowanie nie polecam nikomu. Dawno nie czytałam tak okropnej książki.

0 komentarze: